środa, 24 lipca 2013

mimo, że...

Mimo, że jestem daleko od domu i spraw codziennych nie jestem w stanie zapomnieć o Szymku. Obserwuję co się dziejr u inicjatorki pomocy chłopczykowi, cxyli Madeleine.  Dużosię tam dzieje. Pojawiło się dużo nowych rzeczy do licytowania. To są różne drobiazgi, ale piękne i niejednokrotnie przydatne:-).  Zajrzyjcie koniecznie do Szminki http://www.lipstick-at-home.eu/2013/07/najpiekniejszy-targ-w-okolicyprosto-z.html?m=1, tam jest cała lista licytacji.
Sama się skusiłam na bransoletkę




Prawda, że jest piękna?

czwartek, 18 lipca 2013

Apeluję z wakacji...

Tak moi drodzy czytacze: apeluję a nie nadaję.  Nie mogę milczeć, kiedy tyle osób działa, aby znalazły się pieniądze na chemioterapię Szymka. Wszystkie szczegóły akcji znajdziecie na blogu Madeleine http://www.lipstick-at-home.eu/ Msgda szaleje organizując kolejne aukcje jednocześnie angażując w to niezliczoną ilość kobiet. 
Zajrzyjcie, poznajcie szczegóły walki Malutkiego Dwuletniego Szymona o zdrowe oczko. Wiem, że piszę ogolnikowo i zdawkowo. Wybaczcie. Mój post tworzę po północy na telefonie. Przepraszam za błędy.
Pozdrawiam z ciepłej i słonecznej Białogory.

piątek, 12 lipca 2013

Czekałam rok....

Czekałąm rok, aby móc zaśpiewać: Jutro jadę na wakacje!!!
A więc jutro już tam będę. Teraz pakuję rzeczy i jestem w szoku. Idzie mi dość sprawnie, do tego piekę ciasta!!! Power jak nie wiem co. Może dlatego, że marzy mi się już taki widok???









Ale póki co torba za torbą w głowie nie przestaje brzmieć:




Wszystkim życzę dobrego czasu!!!! Pozdrawiam.

czwartek, 11 lipca 2013

Nie mogłam się oprzeć...

W temacie kobiecości nadal. I piękna.
Zobaczyłam u Kretowatej i postanowiłam też umieścić u mnie. Zamiast apelu do nas - kobiet, bo faceci raczej nie mają z tym problemu.






środa, 10 lipca 2013

wtorek, 9 lipca 2013

W poszukiwaniu kobiecości

Kobiecość. Piękne słowo. Jeszcze piękniej brzmi w zestawieniu "kwintesencja kobiecości", czyli w kobiecość kobiecości, szczyt szczytów.
Od dawna, a może od zawsze poczucia bycia kobiecą mi brakowało. Zaganiana w domu, a kiedyś w pracy jakoś nie postrzegałam siebie jako kobiety. Nie miałam tego co ma wiele z Was: zamiłowania do kosmetyków, ciuchów, dbania o siebie, pielęgnowania cery, ciała etc. Kupowanie ubrań to dla mnie koszmar koszmarów, w sklepie z kosmetykami czuję się chyba prawie jak mężczyzna ;-). O wiele lepiej czuję się w sklepie żelaznym, ze śrubkami, maszynami etc. Nie wiem z czego to wynika. Moja mama zawsze zadbana, kobieca, z makijażem, jedwabną apaszka srebrną broszką - właśnie taką ją pamiętam z dzieciństwa. A ja kobieta w biegu, mająca tyle do zrobienia w życiu - wielokrotnie dla innych, że nie ma w mojej głowie zapadki "spojrzyj w lusterko, zrób makijaż". Nie jest tak, że tak jest zawsze. Zdarzają się okoliczności "wymuszające" i wtedy nie mam wyjścia "muszę" stanąć na wysokości zadania. Właśnie tak postrzegam moje podkreślanie kobiecości: kolejne zadanie. Kiedy muszę, to muszę, ale przecież mogę "odpuścić". No chyba, że nie mogę. To wtedy na szybciora coś kombinuję. Tylko, ze z biegiem lat, upływem czasu zaczęło mi to przeszkadzać. Najmłodsze dziecko jest na tyle duże, że nie wymaga mojej nieustającej opieki, starsze jeszcze starsze i pomocne, więc pojawiło się miejsce na mnie, na moją kobiecość. Nie ukrywam, że pomogły mi w tym blogi, które odwiedzam. Szczególnie Madeleine. Kobieta pełna kobiecości. Kochająca życie.
Każda z Was ma w sobie coś niesamowitego, a Madeleine, zwana czasami Magbill, pięknie tą kobiecość eksponuje, bawi się nią. Właśnie to ona dała mi wiele do myślenia. Ziarenko zostało zasiane. No, ale co dalej??? Siedziało, siedziało, coś tam kiełkowało, ale nadal brakowało właściwego ukierunkowania. W momencie, kiedy miałam totalny kryzys przyszedł kolejny newsletter z Mistrzowskiej Akademii Miłości czyli MAM z zaproszeniem na warsztaty pt. "Jak rozwijać kobiecość?". Zazwyczaj zastanawiam się, rozważam, a to zero zastanowienia - zapisałam się. Do tego namówiłam koleżankę. Poznałam niesamowitą kobietę. Mirę Jankowską, która te warsztaty prowadziła. Zadziało się dużo, właśnie we wnętrzu. Dzięki temu powróciłam do moich ciemnych włosów. Zaczęłam z lubością nosić spódnice!!! Tak, tak wyciągnęłam od razu jedyne jakie miałam, bo poczułam potrzebę. I mało tego: super się w nich czuje.
Nadal poszukuję mojej kobiecości, bo to długi proces. Ale już są małe efekty, bo jakieś kroki poczyniłam.
A jeśli chodzi o włosy to było tak:




A jak jest to zobaczycie już jutro.



Pozdrawiam serdecznie. Do jutra!!!


poniedziałek, 8 lipca 2013

Odpoczywam

Są wakacje. W końcu odpoczywam. To są takie pierwsze wakacje w życiu. Większości dzieci nie ma w domu. Wprawdzie nie jest jeszcze tak jak w piosence Kultu,







 ale jest zaskakująco dobrze. Naprawdę odpoczywam. Zwolniłam jak nigdy, łapię chwilę. Nie spinam się z malowaniem, przerabianiem, porządkami. Wsłuchuję się w maluchy, W końcu mają swoje pole i uwagę mamy dla siebie. Mają więcej mojej uwagi, więc pojawiają się pytania, których od lat nie słyszałam, bo starsze dzieci wyręczały mnie w wielu rozmowach, tłumaczyły młodszemu rodzeństwu świat. Cieszę się na nowo macierzyństwem, jestem bardziej cierpliwa. Jak to mówi Najlepszy z Mężów: "co się robi z dwójką dzieci???" No wiec z dwójką dzieci można pójść na płatny plac zabaw i nie zbankrutować, można pojechać na małżeńską wycieczkę rowerową po okolicy, bo kiedyś są dzieci w krzesełkach to tak, jakby ich nie było. One uwielbiają ten czas, my tez. Można pożyczyć od córki rolki i spróbować pojeździć. Tak, tak!!! Wzięłam młodą, ona założyła swoje, a ja córeczki starszej i cieszyłyśmy się wspólną chwilą. A więc postanowione: kupuję sobie rolki, bo bardzo ale to bardzo mi się to podoba.
To jest naprawdę dobry czas. Coraz lepszy z każdym dniem. Choć nie oszukujmy się: potknięcia tez się zdarzają, bo to życie a nie bajka :-). Tylko po co o tym pisać?
Wczoraj dzwoniłam do kolonistów. Są szczęśliwi, nie mogłam się doczekać aż podejdą do telefonu, bo mieli swoje sprawy i telefon od mamy, to nie była najpilniejsza rzecz. Cieszy mnie to bardzo. Były jednak skargi: mamo, mamo brakuje nam twojego jedzenia, twojej kuchni. I choć to martwi to też cieszy. Już w sobotę będą mogli zjeść coś mojego. Zgarniamy dzieci z kolonii i jedziemy na nasze wakacje. Do ukochanej Białogóry, gdzie starzy znajomi już czekają. A my uzależnieni od wypoczynku tam już powoli zaczynamy pakowanie: sprawdzamy osprzęt, uzupełniamy braki ciuchowe, ustalamy plan działania. Dojazd w tym roku będzie inny niż zwykle. Zahaczamy rano o obóz harcerski pierworodnego, a potem "przechwytujemy" wracające z kolonii nad morzem rodzeństwo. Potem całą gromadną ekipą ruszamy do Białogóry. Prawdę mówiąc już przebieram nogami.
A teraz polenię się jeszcze troszkę, kawkę wypiję... Poczekam aż dzień się obudzi w moim domu.
Pozdrawiam.

P.S. W tym tygodniu nadrobię z wpisami, trochę się nazbierało tematów :-)