wtorek, 9 lipca 2013

W poszukiwaniu kobiecości

Kobiecość. Piękne słowo. Jeszcze piękniej brzmi w zestawieniu "kwintesencja kobiecości", czyli w kobiecość kobiecości, szczyt szczytów.
Od dawna, a może od zawsze poczucia bycia kobiecą mi brakowało. Zaganiana w domu, a kiedyś w pracy jakoś nie postrzegałam siebie jako kobiety. Nie miałam tego co ma wiele z Was: zamiłowania do kosmetyków, ciuchów, dbania o siebie, pielęgnowania cery, ciała etc. Kupowanie ubrań to dla mnie koszmar koszmarów, w sklepie z kosmetykami czuję się chyba prawie jak mężczyzna ;-). O wiele lepiej czuję się w sklepie żelaznym, ze śrubkami, maszynami etc. Nie wiem z czego to wynika. Moja mama zawsze zadbana, kobieca, z makijażem, jedwabną apaszka srebrną broszką - właśnie taką ją pamiętam z dzieciństwa. A ja kobieta w biegu, mająca tyle do zrobienia w życiu - wielokrotnie dla innych, że nie ma w mojej głowie zapadki "spojrzyj w lusterko, zrób makijaż". Nie jest tak, że tak jest zawsze. Zdarzają się okoliczności "wymuszające" i wtedy nie mam wyjścia "muszę" stanąć na wysokości zadania. Właśnie tak postrzegam moje podkreślanie kobiecości: kolejne zadanie. Kiedy muszę, to muszę, ale przecież mogę "odpuścić". No chyba, że nie mogę. To wtedy na szybciora coś kombinuję. Tylko, ze z biegiem lat, upływem czasu zaczęło mi to przeszkadzać. Najmłodsze dziecko jest na tyle duże, że nie wymaga mojej nieustającej opieki, starsze jeszcze starsze i pomocne, więc pojawiło się miejsce na mnie, na moją kobiecość. Nie ukrywam, że pomogły mi w tym blogi, które odwiedzam. Szczególnie Madeleine. Kobieta pełna kobiecości. Kochająca życie.
Każda z Was ma w sobie coś niesamowitego, a Madeleine, zwana czasami Magbill, pięknie tą kobiecość eksponuje, bawi się nią. Właśnie to ona dała mi wiele do myślenia. Ziarenko zostało zasiane. No, ale co dalej??? Siedziało, siedziało, coś tam kiełkowało, ale nadal brakowało właściwego ukierunkowania. W momencie, kiedy miałam totalny kryzys przyszedł kolejny newsletter z Mistrzowskiej Akademii Miłości czyli MAM z zaproszeniem na warsztaty pt. "Jak rozwijać kobiecość?". Zazwyczaj zastanawiam się, rozważam, a to zero zastanowienia - zapisałam się. Do tego namówiłam koleżankę. Poznałam niesamowitą kobietę. Mirę Jankowską, która te warsztaty prowadziła. Zadziało się dużo, właśnie we wnętrzu. Dzięki temu powróciłam do moich ciemnych włosów. Zaczęłam z lubością nosić spódnice!!! Tak, tak wyciągnęłam od razu jedyne jakie miałam, bo poczułam potrzebę. I mało tego: super się w nich czuje.
Nadal poszukuję mojej kobiecości, bo to długi proces. Ale już są małe efekty, bo jakieś kroki poczyniłam.
A jeśli chodzi o włosy to było tak:




A jak jest to zobaczycie już jutro.



Pozdrawiam serdecznie. Do jutra!!!


8 komentarzy:

  1. o matko i córko!!!! co Ty tu wypisujesz ;) ale Kochana ja tak krótko i na temat Ciesz się swoją ko­biecością, każdego dnia!!!! bo to przede wszystki stan umysłu nie duże cycki ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Poprawiłaś mi humor, bo właśnie łapałam wieczornego doła :-) Kochana, ja wiem, że kobiecość to stan umysłu, a nie cycek. Bo cycki to ja mam zdecydowanie Fantastyczne (od miseczki F) ale umysł musi przyjąć kobiecość.
    Trzymam kciuki za jutro!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Joanno jesteś piękna...choć ja też czasem mam wrażenie, że przy dzieciach nie mam czasu dla siebie!
    A powinnyśmy o tym pamietać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zuz, dzięki. Przy dzieciach czy nie u mnie nie ma takiej wewnętrznej "zajawki", takiego naturalnego impulsu, który powoduje, że chociaż czasami myślę o sobie. Zazwyczaj myślę o innych. Dla nich zawsze mam czas :-)

      Usuń
  4. Ja tylko dlatego, że chodzę do pracy to ciutkę o siebie dbam, a tak poza tym... hmmm. Nie to, że nie lubię ciuchów, kosmetyków i innych babskich dupereli, ale jakoś zawsze jest coś innego do zrobienia niż zadbać o siebie. Ale czasem warto! Mnie motywuje też czasem mąż - niczego ode mnie nie wymaga i zawsze mu się podobam, ale on jest taki "światowy" i dba o siebie, więc czasem muszę dorównać mu kroku. Nawet nie muszę - chcę. Jednak na pewno nie jestem typem kobiety w sukience, szpilkach i ze szminką. I już się nie zmienię, choć na pewno jestem bardziej kobieca niż kilka lat temu.

    PS. Masz bardzo serdeczny uśmiech :) a w blondzie też spoko wyglądasz ;-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amisha, no właśnie ja też nie bardzo lubiłam. Po warsztatach zaczęło mi to sprawiać przyjemność!!!! Nie za każdym razem, owszem. Jak w sklepie nie mogę znaleźć ciuchów to nie ma myślenia: matko, mam beznadziejną figurę tylko: ta firma nie szyje dla mnie!!! To moje najnowsze odkrycie. Zmieniam punkt widzenia!!!
      Dzięki za komplmenta. W blondzie może fizycznie nieźle, ale psychicznie BEZNADZIEJA!!!!!
      Pozdrawiam serdecznie....

      Usuń