czwartek, 29 listopada 2012

Z samego rańca

Co robi matka czworokątna nocą? Ano różne rzeczy, kiedyś napiszę o tym dużo.
Matka czworokątna robi też sporo z samego rańca. W zwykłe dni są to normalne rzeczy jak budzenie dzieci z kubkiem kawy w garści, błaganie, żeby już w końcu wstały, że rozumiem, że szaro, buro i okropnie, ale trzeba i już... Rzeczami takimi jak śniadanie do szkoły zajmuje się zasadniczo Najlepszy z Mężów. Rano poszukuje się rzeczy, które zasadniczo powinny być na swoim miejscu a nie są. Poranki są różne, są poranki niespieszne, bo jakimś cudem czas wcale nie zasuwa, czasami jest nerwowo, bo gdzieś znikają minuty, jakby ktoś przekręcił wskazówki zegara.
Dziś poranek był słodki. Są dni wyjątkowe, odświętne, kiedy jedno z dzieci jedzie na wycieczkę szkolną. Wtedy poza normalnym prowiantem do szkoły, dostaje coś słodkiego. Odświętność dnia podkręcona na maksa. Wzięło się to z zasad, które panowały w szkole: dzieci nie przynoszą słodyczy do szkoły, tylko normalne jedzenie na II śniadanie. Natomiast co innego wycieczka. Mam zapas czekolad, bo to jest słodycz, której dzieciom nie skąpie - szczególnie w formie gorzkiej czekolady. Niedawno szykowałam się na imprezkę urodzinową córki i przyszalałam z zapasem :-). W związku z tym postanowiłam zrobić muffiny z czekoladą Milką - baaaardzo mleczną. No bo przecież miało być słodko. Wstałam o tej porze co zwykle, wiec nie był to jakiś heroiczny wysiłek z mojej strony...


Muffiny z Milką:

Suche:
250g mąki
150g cukru trzcinowego (u mnie było 80g muscovado i 70g białego)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
0,5 łyżeczki sody oczyszczonej
1 czekolada Milka - rozdrobniona
1 czubata łyżka kakao
Mokre:
1 jajko
200ml mleka
100ml oleju słonecznikowego

A teraz to już całkiem prosto - w jednej misce mieszamy suche produkty, w drugiej mokre. Następnie wlewamy mokre do suchego. Jak to przy muffinach bywa, nie ma konieczności idealnego rozmieszania na gładką masę. Mogą być grudki. Wykładamy do 12 dużych foremek - moim przypadku wyłożonych papierowymi  "wyściółkami" (nawet nie wiem jak się to fachowo nazywa)*. Powinny sięgać do 2/3 foremki, może ciut więcej, ciasta wystarcza idealnie. Teraz prościzna. Pieczemy 20 minut w nagrzanym do 180st.C piekarniku. Najtrudniejsze w tym wszystkim jest czekanie, kiedy nieco ostygną, bo zapach kusi niesamowicie :-).

Przepraszam za jakość zdjęć - robię ostatnio telefonem i są takie kiepskie dlatego :-(

Dobrego dnia życzę!!!!
* coś mi wyżarło mózg.... przecież to papilotki :-)

środa, 28 listopada 2012

Obiecanki cacanki

Witajcie serdecznie! Dawno mnie nie było? Chyba nie... W domu dzieciska chorują, więc obietnice o rychłym pojawieniu się przepisu trochę się wydłużały.  Pisałam, że to kremówka, ale tak naprawdę to bliższe jest napoleonce, bo krem jest budyniowy. Niemniej ciasto jest przepyszne i szybko je się robi - tzw "moje 5 minut". Dróżko, ten dopisek szczególnie do Ciebie :-)



ciasto na blaszce oprószone cukrem pudrem - pychotka :)

Do zrobienia ciasta potrzebujemy:

500g mąki pszennej
kostka margaryny (ja używam masła 250g)
1 jajko
pół szklanki kwaśnej tłustej śmietany (wiejska jest najlepsza z najlepszych)
szczypta soli (zawsze dodaję do ciasta)
brytfanna bez jednego boku

Piekarnik trzeba nastawić na 200 st C. W czasie, gdy piekarnik się nagrzewa, mąkę siekam z masłem, a potem dodać jajko i śmietanę (sól oczywiście też). Ciasto wyrabiam dość szybko, a potem dzielę na dwie równe części. Z każdej piekę dwa równe prostokątne lub  kwadratowe placki. Brytfanna z jednym bokiem jest niezbędna, bo po upieczeniu ciasto jest b. kruche. Dla wygody rozwałkowuję ciasto od razu na papierze do pieczenia, na którym zaznaczam ołówkiem "pole do wypełnienia" ciastem. Na wszelki wypadek nakłuwam widelcem tu i ówdzie, aby uniknąć górek i pagórków. A potem piekę na złoty kolor.


a teraz pora na krem:

1/2 litra mleka (fajnie się robi na tłustym, czyli 3,2%)
cukier waniliowy
20 dkg cukru pudru
4 całe jajka
13 dkg mąki
10dkg masła

Jajka, cukier puder i mąkę  mieszam na jednolitą masę  niezbędny, rewelacyjnie szybki wydaje mi się wtedy mikser ;-), ale nie ma musu. W tym czasie gotuję mleko z cukrem waniliowym, do zagotowanej masy dodaję masło, a po rozpuszczeniu wlewam masę jajeczną. Żeby ograniczyć ilość grudek i uniknąć przypalenia (niestety ryzyko jest bardzo duże), zdejmuję na chwilę z ognia. Kiedy masa jest gładka stawiam znów na ogień i chwileczkę gotuję jak budyń. Gdyby jednak nie udało się uniknąć grudek, to się nie martwcie - można pomóc sobie mikserem, który w takich chwilach jest niezastąpiony. Ciepły jeszcze krem budyniowy wylewam na ciasto, przykrywam drugim płatem ciasta (zsuwając go z brytfanny). Posypuję cukrem pudrem. Ciasto zrobione! Teraz niestety potrzebna jest cierpliwość, ciasto musi wystygnąć i "nabrać mocy". Wszystkim życzę smacznego!!

 
Tu ostatnie kawałki pod kloszem.... Musiałam je chronić ;)


A teraz zapowiedź mini babeczek czekoladowo-miętowych, które zrobiłam na imprezę urodzinowo-imieninową mojej Karolci :-) ....
 


czwartek, 15 listopada 2012

Zaskakujące wyróżnienie


Tego posta miałąm napisać już dawno, ale jakoś się nie składało. Dziękuję za wyróżnienie, które otrzymałam: 


  

Jest to wyróżnienie dla blogów z małą ilością obserwatorów. Myślę, że takich blogów są setki, tysiące. Wyróżnienie, które dostaje się "za dobrze wykonaną robotę" bardzo mnie wzruszyło.  Zgodnie z zasadą podaję odpowiedzi na 11 pytań wyróżniającego:

Pytania od Wegemamy:

1. miasto czy wieś?    gdzieś pośrodku, aktualnie obrzeża dużego miasta i dobrze mi z tym
2. śniadanie słodkie czy słone?    w zależności od nastroju, aktualnie słone
3. śniadanie na ciepło czy zimno?    na ciepło
4. góry czy morze?    morze i jeszcze raz morze, bez niego wakacje nie mają sensu
5.  zupa czy drugie?    drugie
6. kawa z mlekiem czy bez?    z ekspresu bez, rozpuszczalna z mlekiem
7. książka w łóżku czy laptop w łóżku?    książka w łóżku
8. biblioteka czy księgarnia?    najfajniejszy klimat ma biblioteka, ale lubię mieć książki na własność, więc księgarnia
9. zimna jesień czy cieplejsza zima?    cieplejsza zima, daje nadzieję, że wiosna tuż, tuż
10.  wege czy niewege?    niewege, ale mięso być nie musi
11. jabłka czy gruszki?    jabłka


Zadaję pytania, które zadaję osobom prowadzącym blogi wyróżnione przeze mnie:

1. komedia czy sensacja?
2. kino czy teatr?
3. vintage czy modern?
4. cukiernia czy domowe wypieki?
5. pies czy kot?
6. dobra kawa czy jakakolwiek herbata?
7. książka z dzieciństwa, którą poleciłabyś swojej córce/swojemu synowi to...
8. tytuł filmu, który oglądasz, oglądasz i nigdy Ci się nie nudzi...
9. ojczyzna czy zagranica?
10. zakupy internetowe czy w realu?
11. św. Mikołaj, Gwiazdor a może Aniołek? Kto przynosi Ci prezenty?



Wyróżniam i zapraszam informując:

http://iznowwstajenowydzien.blogspot.com/
http://tamgdzienieczekanikt.blogspot.com/
http://toiowouagi.blogspot.com/
http://mama-bloguje.blogspot.com
http://mamadoskonala.blogspot.com/
http://kropkagalopka.blogspot.com/
http://mataszydelkiem.blogspot.com/
http://www.wiejskoczarodziejsko.blogspot.com/
http://ineedfoodandsleep.blogspot.com/
http://madziorowy-kurnik.blogspot.com/
http://wspomnieniazszuflady.blogspot.com/


Pozdrawiam wszystkim i już wkrótce obiecany przepis na kremówkę :)









sobota, 10 listopada 2012

Piątkowy listopadowy wieczór

Co robi Matka Czworokątna w piątek wieczorem? No to zależy. Jeśli jest to piękny listopadowy wieczór, to już od rana szykuje się na wyjście. Szykuje się psychicznie. Cóż lepszego dla matki piątki dzieci, ryczącej czterdziestki może być niż koncert? Nie, żeby tam od razu stateczny, symfoniczny. O, nie, to nie dla mnie. Piątkowy listopadowy wieczór, to czas na koncert KULTu. W miejscu właściwym dla czterdziestki, w klubie studenckim STODOŁA. Studentką dawno już nie jestem, ale nie czułam się tam źle, bo młodzieży studenckiej i "okołostudenckiej" było zdecydowanie mało w porównaniu ze starymi piernikami takimi jak ja ;).  Wspaniale było oglądać całe rodziny, młodzi ludzie z rodzicami, szaleli ramię w ramię. Niesamowity klimat.
O samym koncercie nie ma co się rozpisywać, bo wielbiciele Kazika wiedzą, że słów wiele nie trzeba. Zespół naprawdę się spisał. Czekam na kolejną trasę koncertową. Dziś wprawdzie jeszcze grają w Warszawie, ale emocje trzeba dawkować ;)

Koncert rozpoczął się ulubionym utworem naszych dzieci - tak tak, mamy KULTowe dzieci!!!



Wczoraj poszalałam, a dziś troszkę padam na nos. No, ale pracowita mrówka się we mnie odezwała, więc rano upiekłam ciasta do kawiarenki, która jest otwarta podczas turnieju piłki nożnej w szkole mojego syna. Zaraz ruszam do robienia kremówki, bo wieczorem idziemy do znajomych - coś rozrywkowy weekend mamy. Przepis na ciasto umieszczę lada dzień a teraz zmykam życząc wszystkim dobrej soboty i niedzieli.

P.S. Ponarzekałam na pogodę i dziś przecudowne słońce od rana :)

piątek, 9 listopada 2012

Trochę ognia od rana :)

Do tego, że rano jest ciemno, kiedy otwieram jedno oko, to się już przyzwyczaiłam. Niestety najsmutniejsze jest to, że nie robi się naprawdę jasno aż do końca dnia. Zapodziało się gdzieś słońce za grubą warstwą chmur. Najtrudniejsze w listopadzie jest nie tylko to, że dni są krótkie, że pada deszcz, ale to, że słońca prawie nie widuję. Jasność mogę jeszcze zastąpić żarówkami o mocnej mocy, ale słońce to ogień. Więc jakoś sobie radzę rozpalając już od rana kilkanaście świeczek - tea-lightów .





 Początkowo są zapachowe: zapach owoców, coś co przypomina lato, które odeszło, potem wstawiam bez zapachu, aby powoli wchodzić w zapachy zimy, świat. Teraz jestem na etapie "mieszanym". Już mam kilka wystawionych świeczek o zapachu "jabłko z cynamonem". Wiem, ze nadchodzi czas, kiedy upiekę pierwszy piernik.





Piernik piernikiem a póki co na drugie śniadanie słoneczne placuszki z jabłkiem i bananem. Cukier puder to trochę słodyczy i do przodu, byle do wiosny :)

środa, 7 listopada 2012

Deszczowo...


Niestety nie w Paryżu, ale w Warszawie... tu dopadł mnie deszcz, deszcz jesienny... Zimno i smutno, ale też melancholijnie. Już czas na zapalone świeczki na kominku, półeczkach już od rana. Dają nieco energii, siły by przetrwać te krótkie, ciemne dni...
Dobrego czasu Wam życzę...



Mały dopisek: Właśnie wsiąkłam w pewien blog. Prowadzi go mama rówieśnika mojego najmłodszego berbecia. Polecam, zajrzyjcie do Wegemamy

niedziela, 4 listopada 2012

Słodka niedziela :)

   Niedziela jest niewątpliwie zwieńczeniem  tygodnia. Jednocześnie jest wstępem do kolejnego, tego, który lada moment ma się zacząć. Ma dać nam dużo siły, wiec to jak ją spędzimy, ile czasu poświęcimy sobie nawzajem, jak bardzo serdeczni do siebie będziemy może wpłynąć na to jak ten najbliższy tydzień będzie wyglądał.
Staramy się niedzielę spędzać "niedzielnie". Cóż to znaczy? Nic wielkiego. Śniadanie bardziej uroczyste - żeby każdy na stole mógł znaleźć coś dobrego dla siebie. Obiad, w czasie którego wszyscy możemy jednocześnie zasiąść do stołu. Głównym punktem dnia jest Eucharystia. Bez mszy niedziela nie byłaby niedzielna. Zapominamy o zakupach, sklepach, szybkim życiu. Za to chętnie spotykamy się ze znajomymi, przyjaciółmi. Cieszymy sobą, ludźmi, którzy są w naszym życiu obecni, wspominamy nieobecnych.
Niedziela to koniecznie coś słodkiego. Dzisiaj ma smak sernika z polewą czekoladową. Taki sernik nie jest trudny do zrobienia, naprawdę. Przepis dostałam od swojej blogowej koleżanki (dziękuję jeszcze raz). Ciasto zrobiło furorę w naszym domu.




Sernik:

 składniki:
 1kg mielonego twarogu (kupuje wiaderko gotowego - firma chyba nie ma znaczenia, proponuję ulubiony)
1 kostka masła
6 jajek
1 szkl cukru
2 budynie (waniliowe - sernik bardziej zółty, śmietankowy - sernik bardziej biały)
0,5 kubka mleka
ciastka be-be lub petit beurre

Polewa: czekolada gorzka, czekolada mleczna, 3 łyżki śmietany 30% - razem rozpuszczone w kąpieli wodnej

W blaszce układam jedną warstwę herbatników. Do dużego garnka wkładam: twaróg, masło, cukier, jajka. Wszystko gotuję mieszając. W momencie zagotowania masy zmniejszam ogień i gotujemy jakieś 10 minut. W kubku mieszam mleko z proszkami budyniowymi, a następnie wlewam do gotującej się masy serowej. Żeby nie powstały grudki na chwilę zdejmuję garnek z ognia, wlewam intensywnie mieszając i ponownie stawiam na "źródło ciepła". Gotuję około minut cały czas intensywnie mieszając. Powstałą masę wlewam na ułożone herbatniki, przykrywam warstwą ciastek. Odstawiam na chwilę, a w tym czasie robię polewę z czekolad i śmietany kremówki. Jednolita masę wylewam na ciepłe jeszcze ciasto, odstawiam na kratce do ostygnięcia. Kiedy ciasto osiągnie temperaturę pokojową, wstawiam w chłodne miejsce i... czekam do następnego dnia. Sernik jest wilgotny, bardzo kremowy. Ostatnio kusi mnie by dodać budyń czekoladowy, ale jeszcze nie miałam odwagi :-)

Nasza słodka niedziel dobiega końca.  Dobrego czasu Wam wszystkim życzę!

sobota, 3 listopada 2012

Miłość mojej Córeczki




Niezmiennie mnie wzrusza okazywanie miłości przez moją najstarszą córkę. Zawsze były to obrazki, obrazeczki, często koraliki, naszyjniki, które sama robiła. Zasiadała sobie w swoim pokoiku (no nie takim swoim, bo dzieli go z siostrą a był czas, że dzieliła ten pokój jeszcze z bratem), wyciągała swoje skarby i działała. Twórcza jest bardzo o czym już kiedyś pisałam. Podrzuca mi czasami rysunki, ot tak od niechcenia...

Ukochane dzieciaczki otoczone miłością - wizja Karoliny :)

 Od kiedy zaczęła pisać znajduję to tu, to tam karteczki - znalazłam taką w kieszeni swoich spodni:



A ostatnio wzruszyłam się chyba najbardziej bo był najprawdziwszy list. Ten list, tych kilka zdań spowodowało, że moje oczy były pełne łez, łez szczęścia. Nieistotne są błędy, których nieco nawsadzała, bo liczy się treść. Poruszyło i rozbawiło mnie szczególnie jedno zdanie.







Ciekawa jestem czy zgadniecie, które :).

Wzrusza mnie jeszcze to, że Karolka nigdy nie rysuje tylko mnie i siebie, ale zawsze rysuje siebie z rodzeństwem. Bo oni naprawdę są taką paczką - trzymają się mocno i się mocno wspierają. Czasami baaaaaaaaaaaaardzo się jednoczą i stanowią nadzwyczaj silna opozycję w moich działaniach ;). A ponieważ aktualnie bardzo się zjednoczyli, to uciekam, spacyfikować opozycję :)


P.S. Dopisek o 18.53:
Znalazłam jeszcze coś w swoich skarbach - modelinowe dzieło: