Ale jednak się zabrałam za wywrócenie wszystkiego do góry nogami.
Tak naprawdę natchnął mnie post Mamy z Dużego Brązowego Domu. Mama pisze najprawdziwszą prawdę nie tylko o sobie, ale w tym wypadku również po części o mnie. Trzeba było spojrzeć na siebie w pewnym sensie krytycznie, ale z miłością.
I to co nasunęło mi się na myśl, to to, że już nigdy nie będę taka jak kiedyś. Taka jak przed dziećmi. Jak przed każdym kolejnym dzieckiem. Jestem inna. Mało tego nie uważam, że gorsza. Jestem lepsza i... po czterdziestce bardziej pogodzona ze sobą. Kiedyś Agnieszka Maciąg na swoim blogu napisała o tym, że jest teraz inna. Pewne rzeczy już do nas nie pasują.
No i właśnie w takim nastroju zabrałam się za swoja garderobę. To co z tego, że wróciłam do swojego rozmiaru, skoro jestem lekko "zdefasonowana"? Talia jakaś taka "niewąska" ;-) I pewne rzeczy już do mnie nie pasują. I nie chodzi o fason. Wcale nie zaczęłam się nosić poważniej, po prostu pewnych rzeczy już NIGDY nie założę. Piękne jak wspaniała wieczorowa suknia zakupiona dawno temu przez ówczesnego narzeczonego, a teraz męża, pięknie klasyczna będą czekały na moją córkę. Jedna lub drugą. A reszta wyląduje w Caritasie.
No i co teraz? Teraz czas będzie uzupełniać szafę ciuchami. KOBIECYMI:-)
Źródło |
A wiedząc, że nigdy nie jest za późno, nie pozbywam się koszulki
Teraz biegnę zmieniać rozgardiasz w porządek.
Pozdrawiam