wtorek, 1 października 2013

Najprawdziwsza prawda, czyli motto mojego życia

Idę przez kemping. Zaczepia mnie na oko 4letni chlopczyk:
- Hej!
- Hej! - odpowiadam
- Czyją jesteś mamą?
- Marcina, Karoliny, Bartka, Martyny, Artura.  Sporo co?
- Suuuuper.

W ten oto sposób mały człowiek pokazał mi, że z punktu widzenia dziecka najważniejsze to jest być czyjąś mamą, a super być wielodzietną. A świat widziany oczami dziecka jest prawdziwy. I tego się będę trzymać. Choćby nie wiem co :-)

czwartek, 26 września 2013

Miło powspominać u progu jesieni

Bardzo miło powspominać wakacje. Te były szczególne. Wyjątkowo odpoczęłam. Pierwsze wyjazdy kolonijne dzieci i pierwsze wspólne, rodzinne wakacje za granicą. Mieliśmy szczęście i dzięki gościnności naszych serdecznych znajomych byliśmy w Perros Guirec we Francji. To miejscowość nad Oceanem Atlantyckim, zimnym jak polski Bałtyk :-)

A teraz tylko przyszło zatęsknić za takimi widokami...













To zresztą był bardzo pouczający wyjazd. Mówi się, że podróże kształcą. I słusznie. Myśmy sporo wynieśli z tego wyjazdu o kulturze jedzenia. Wynieśliśmy bazę, że najważniejszy jest produkt a nie wymyślne danie. Dobry produkt = rewelacyjne doznania kulinarne. Odkryliśmy radość z biesiadowania. Na nowo odkryliśmy, w zupełnie innym wymiarze.Próbujemy to stosować w domu, w naszych warszawskich warunkach.

Jednak cały czas tęsknię do uroczych wieczornych kolacji...




No nic, teraz byle do następnych wakacji lub choćby ferii zimowych :-)


piątek, 30 sierpnia 2013

Wakacji mija czas...

No i nie wiadomo kiedy zleciały wakacje. Były za krótkie zdecydowanie. Jeździliśmy w wiele miejsc i w Polsce i za granicą.
Były nasze kochane Beskidy z widokami, że dech zapiera.






Było nasze polskie morze







Nadmorskie cukiereczki przywiezione przez córkę z kolonii.



A potem zagraniczne wojaże. O nich jednak napiszę więcej w następnym poście, bo jest o czym pisać, jest co pokazywać. Dzisiaj jak wspomniałam ostatni dzień wakacji i trzeba jeszcze się nimi nacieszyć. Słońce zaprasza do wyjścia z domu. Zatem kawka i uciekamy całą ferajną :-)

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Myślałam, że nie mam szcześcia :-)

Myślałam, że nie mam szczęścia w candy. Że nawet, gdy uda mi się "wygrać" to nie dostanę przesyłki. Skąd ten pesymizm? Może z doświadczenia? Niekoniecznie w candy, ale tak po prostu takiego życiowego? Sama nie wiem. Jednak los bywa przewrotny.
Sylwia z Wietrznych przemeblowań ogłosiła specyficzne candy. Warunki były zaskakujące: nie rozgłaszać nigdzie o candy. Połasiłam się na piękne miseczki w moim stylu :-) Zaskoczona byłam bardzo, gdy okazało się, że szczęśliwy los padł na mnie.

Od kilkunastu dni mam je u siebie, ale dopiero teraz zjechałam z wakacji (o tym gdzie byłam i co robiłam - wkrótce). Z wielką przyjemnością prezentuję moje "słodkości".







Tu w już użytkowanie:






Sylwia, dziękuję Ci bardzo. Ten prezent to więcej niż się spodziewałam.

środa, 24 lipca 2013

mimo, że...

Mimo, że jestem daleko od domu i spraw codziennych nie jestem w stanie zapomnieć o Szymku. Obserwuję co się dziejr u inicjatorki pomocy chłopczykowi, cxyli Madeleine.  Dużosię tam dzieje. Pojawiło się dużo nowych rzeczy do licytowania. To są różne drobiazgi, ale piękne i niejednokrotnie przydatne:-).  Zajrzyjcie koniecznie do Szminki http://www.lipstick-at-home.eu/2013/07/najpiekniejszy-targ-w-okolicyprosto-z.html?m=1, tam jest cała lista licytacji.
Sama się skusiłam na bransoletkę




Prawda, że jest piękna?

czwartek, 18 lipca 2013

Apeluję z wakacji...

Tak moi drodzy czytacze: apeluję a nie nadaję.  Nie mogę milczeć, kiedy tyle osób działa, aby znalazły się pieniądze na chemioterapię Szymka. Wszystkie szczegóły akcji znajdziecie na blogu Madeleine http://www.lipstick-at-home.eu/ Msgda szaleje organizując kolejne aukcje jednocześnie angażując w to niezliczoną ilość kobiet. 
Zajrzyjcie, poznajcie szczegóły walki Malutkiego Dwuletniego Szymona o zdrowe oczko. Wiem, że piszę ogolnikowo i zdawkowo. Wybaczcie. Mój post tworzę po północy na telefonie. Przepraszam za błędy.
Pozdrawiam z ciepłej i słonecznej Białogory.

piątek, 12 lipca 2013

Czekałam rok....

Czekałąm rok, aby móc zaśpiewać: Jutro jadę na wakacje!!!
A więc jutro już tam będę. Teraz pakuję rzeczy i jestem w szoku. Idzie mi dość sprawnie, do tego piekę ciasta!!! Power jak nie wiem co. Może dlatego, że marzy mi się już taki widok???









Ale póki co torba za torbą w głowie nie przestaje brzmieć:




Wszystkim życzę dobrego czasu!!!! Pozdrawiam.

czwartek, 11 lipca 2013

Nie mogłam się oprzeć...

W temacie kobiecości nadal. I piękna.
Zobaczyłam u Kretowatej i postanowiłam też umieścić u mnie. Zamiast apelu do nas - kobiet, bo faceci raczej nie mają z tym problemu.






środa, 10 lipca 2013

wtorek, 9 lipca 2013

W poszukiwaniu kobiecości

Kobiecość. Piękne słowo. Jeszcze piękniej brzmi w zestawieniu "kwintesencja kobiecości", czyli w kobiecość kobiecości, szczyt szczytów.
Od dawna, a może od zawsze poczucia bycia kobiecą mi brakowało. Zaganiana w domu, a kiedyś w pracy jakoś nie postrzegałam siebie jako kobiety. Nie miałam tego co ma wiele z Was: zamiłowania do kosmetyków, ciuchów, dbania o siebie, pielęgnowania cery, ciała etc. Kupowanie ubrań to dla mnie koszmar koszmarów, w sklepie z kosmetykami czuję się chyba prawie jak mężczyzna ;-). O wiele lepiej czuję się w sklepie żelaznym, ze śrubkami, maszynami etc. Nie wiem z czego to wynika. Moja mama zawsze zadbana, kobieca, z makijażem, jedwabną apaszka srebrną broszką - właśnie taką ją pamiętam z dzieciństwa. A ja kobieta w biegu, mająca tyle do zrobienia w życiu - wielokrotnie dla innych, że nie ma w mojej głowie zapadki "spojrzyj w lusterko, zrób makijaż". Nie jest tak, że tak jest zawsze. Zdarzają się okoliczności "wymuszające" i wtedy nie mam wyjścia "muszę" stanąć na wysokości zadania. Właśnie tak postrzegam moje podkreślanie kobiecości: kolejne zadanie. Kiedy muszę, to muszę, ale przecież mogę "odpuścić". No chyba, że nie mogę. To wtedy na szybciora coś kombinuję. Tylko, ze z biegiem lat, upływem czasu zaczęło mi to przeszkadzać. Najmłodsze dziecko jest na tyle duże, że nie wymaga mojej nieustającej opieki, starsze jeszcze starsze i pomocne, więc pojawiło się miejsce na mnie, na moją kobiecość. Nie ukrywam, że pomogły mi w tym blogi, które odwiedzam. Szczególnie Madeleine. Kobieta pełna kobiecości. Kochająca życie.
Każda z Was ma w sobie coś niesamowitego, a Madeleine, zwana czasami Magbill, pięknie tą kobiecość eksponuje, bawi się nią. Właśnie to ona dała mi wiele do myślenia. Ziarenko zostało zasiane. No, ale co dalej??? Siedziało, siedziało, coś tam kiełkowało, ale nadal brakowało właściwego ukierunkowania. W momencie, kiedy miałam totalny kryzys przyszedł kolejny newsletter z Mistrzowskiej Akademii Miłości czyli MAM z zaproszeniem na warsztaty pt. "Jak rozwijać kobiecość?". Zazwyczaj zastanawiam się, rozważam, a to zero zastanowienia - zapisałam się. Do tego namówiłam koleżankę. Poznałam niesamowitą kobietę. Mirę Jankowską, która te warsztaty prowadziła. Zadziało się dużo, właśnie we wnętrzu. Dzięki temu powróciłam do moich ciemnych włosów. Zaczęłam z lubością nosić spódnice!!! Tak, tak wyciągnęłam od razu jedyne jakie miałam, bo poczułam potrzebę. I mało tego: super się w nich czuje.
Nadal poszukuję mojej kobiecości, bo to długi proces. Ale już są małe efekty, bo jakieś kroki poczyniłam.
A jeśli chodzi o włosy to było tak:




A jak jest to zobaczycie już jutro.



Pozdrawiam serdecznie. Do jutra!!!


poniedziałek, 8 lipca 2013

Odpoczywam

Są wakacje. W końcu odpoczywam. To są takie pierwsze wakacje w życiu. Większości dzieci nie ma w domu. Wprawdzie nie jest jeszcze tak jak w piosence Kultu,







 ale jest zaskakująco dobrze. Naprawdę odpoczywam. Zwolniłam jak nigdy, łapię chwilę. Nie spinam się z malowaniem, przerabianiem, porządkami. Wsłuchuję się w maluchy, W końcu mają swoje pole i uwagę mamy dla siebie. Mają więcej mojej uwagi, więc pojawiają się pytania, których od lat nie słyszałam, bo starsze dzieci wyręczały mnie w wielu rozmowach, tłumaczyły młodszemu rodzeństwu świat. Cieszę się na nowo macierzyństwem, jestem bardziej cierpliwa. Jak to mówi Najlepszy z Mężów: "co się robi z dwójką dzieci???" No wiec z dwójką dzieci można pójść na płatny plac zabaw i nie zbankrutować, można pojechać na małżeńską wycieczkę rowerową po okolicy, bo kiedyś są dzieci w krzesełkach to tak, jakby ich nie było. One uwielbiają ten czas, my tez. Można pożyczyć od córki rolki i spróbować pojeździć. Tak, tak!!! Wzięłam młodą, ona założyła swoje, a ja córeczki starszej i cieszyłyśmy się wspólną chwilą. A więc postanowione: kupuję sobie rolki, bo bardzo ale to bardzo mi się to podoba.
To jest naprawdę dobry czas. Coraz lepszy z każdym dniem. Choć nie oszukujmy się: potknięcia tez się zdarzają, bo to życie a nie bajka :-). Tylko po co o tym pisać?
Wczoraj dzwoniłam do kolonistów. Są szczęśliwi, nie mogłam się doczekać aż podejdą do telefonu, bo mieli swoje sprawy i telefon od mamy, to nie była najpilniejsza rzecz. Cieszy mnie to bardzo. Były jednak skargi: mamo, mamo brakuje nam twojego jedzenia, twojej kuchni. I choć to martwi to też cieszy. Już w sobotę będą mogli zjeść coś mojego. Zgarniamy dzieci z kolonii i jedziemy na nasze wakacje. Do ukochanej Białogóry, gdzie starzy znajomi już czekają. A my uzależnieni od wypoczynku tam już powoli zaczynamy pakowanie: sprawdzamy osprzęt, uzupełniamy braki ciuchowe, ustalamy plan działania. Dojazd w tym roku będzie inny niż zwykle. Zahaczamy rano o obóz harcerski pierworodnego, a potem "przechwytujemy" wracające z kolonii nad morzem rodzeństwo. Potem całą gromadną ekipą ruszamy do Białogóry. Prawdę mówiąc już przebieram nogami.
A teraz polenię się jeszcze troszkę, kawkę wypiję... Poczekam aż dzień się obudzi w moim domu.
Pozdrawiam.

P.S. W tym tygodniu nadrobię z wpisami, trochę się nazbierało tematów :-)

wtorek, 4 czerwca 2013

Pomiędzy...

Pomiędzy praniem, gotowaniem, sprzątaniem, codziennym organizowaniem bardzo zmiennego życia rodzinnego udaje mi się co nieco wykombinować. Mam na to energię, bo Najlepszy z Mężów wyręcza mnie w większych (mniejszych też) zakupach marketowych i bazarowych. To dzięki niemu sobotę zaczynam od działań około domowych, a nie z wywieszonym jęzorem biegnę po mięsko i świeże bułeczki. To zapewnia NzM.
Małża już pochwaliłam, więc teraz mogę pochwalić się tym co zdziałałam "pomiędzy". Udało mi się po wielu bojach przerobić toporną komodę z IKEA na zgrabny mebel do salonu. Wymieniłam nogi (to z pomocą brata), dokleiłam dekory, oszlifowałam, pomalowałam. Używam, ale muszę skończyć toczyć boje z blatem owego mebla.









Niestety nie mogę za długo siedzieć przy kompie, bo mimo, że mam kilka rzeczy do pokazania, to najmłodszy Artysta wyżywa się na ścianach jak tylko "zajmę się sobą".

A to jego dzieło:




Ciekawa jestem kto zgadnie co to jest :-)
 
Pozdrawiam i uciekam do mojego "pomiędzy".
 

 

 
 
 
 
 
 
 

piątek, 10 maja 2013

Och poczuć się!!!

Och, jak chciałabym się poczuć seksowna jak Piggy! Okrąglutka, w nosie mająca swoją wagę, figurę i cellulitis,  tryskająca seksapilem, powłóczyste spojrzenie.... Hmmm sama kobiecość.
Póki co przy szale meblowo-komunijnym pozostaje mi noszenie koszulki z wizerunkiem słodkiej Miss Piggy



Pozdrawiam piątkowo!
P.S. Nie wagi jej zazdroszczę, ale tego, że swoją ma w nosie (sporym zresztą).

czwartek, 9 maja 2013

Jedna zmiana, ale jaki efekt!!!

Nie ma mnie, bo pochłania mnie życie w realu. Dzieje się dużo, dużo dobrego. Działam od rana do wieczora, na różnych polach, bo MUSZĘ, a jak człowiek musi, to działa. Zawsze mi się kojarzy to, że "musi, inaczej się udusi". Wprawdzie o śpiewaniu mowa, ale jak dla mnie to właśnie o działaniu.

No więc działam licząc, że efekty całkiem ciekawa i prawdę mówiąc coś mi wychodzi.
Pomalowałam wiatrołap. Jeszcze w kwietniu był zielony:








a teraz wygląda mniej więcej tak:






Kolor jest ciut inny niż miał wyjść ale trudno. Tak naprawdę wszystko zależy od światła.
Kiedy zapalę lampę, to wygląda to tak:




A tu lampa, tzn żyrandol





I w toalecie strzeliłam jeszcze półeczkę.
Tak wyglądało przed:


A tak wygląda po



Ponieważ nadal muszę, bo "się duszę" to uciekam do działania. Lada dzień Pierwsza Komunia córeczki. 

Pozdrawiam!