poniedziałek, 23 lutego 2015

Przyjaźń czyli lato zamknięte w słoiku

Przyjaźń to słowo bardzo intymne, bo wszystko co kryje się za nim jest bardzo szczególne, wyątkowe. Już wiele lat temu zauważyłam, że ważę słowa. W zasadzie wolę nie mówić komuś lub też o kimś, że jest przyjacielem. Ale o kilku osobach tak myślę, bo łączy nas wyjątkowa więź.
Przyjaciel to ktoś szczególny, ktoś kto wie o nas więcej niż wszyscy. I niekoniecznie musi to być coś, co powiedzieliśmy. Nie musimy wszystkiego przyjacielowi mówić, szczególnie o tym, że mamy problem, że nami "rzuca".On widzi, rozumie, wyciąga wnioski. Nie pcha się z butami w życie - choć poproszony nie odmówi pomocy. I poza tym nie potrzebuję go na wyłączność. I nie zawsze może być blisko, nie zawsze może odebrać telefon. Ale wiem, że jest i ta świadomość wystarczy :-)
Jedna z takich osób napisała mi życzenia noworoczne: 

Życzę Ci dużo zdrowia i cierpliwości, ale też i wewnętrznych słońc, które dadzą ci ciepło, radość, ale przede wszystkim napęd do robienia rzeczy, które dla innych zawsze będą tylko abstrakcją lub czymś niewyobrażalnym. Nie daj się zjeść ludziom płytkim i bez wyobraźni. Po prostu rób swoje.

Och, jak Ona mnie zna :-) Te słowa przyszły do mnie wtedy, kiedy powinny. Jej pomoc swego czasu też. 
Znamy się od dawna, bo prawie do 30 lat!!! A nasza znajomość burzliwa była, oj była, szczególnie w okresie, kiedy stawałyśmy się kobietami, później przygasło, wręcz ustała jakakolwiek relacja, by powrócić ze zdwojoną mocą, ale też spokojem. Brzmi dziwnie, ale jest możliwa. To Ona wielokrotnie daje mi zapał do działania. To dzięki Niej wiem, że mogę więcej niż mi się samej wydaje. Dlaczego? Bo sama nie stoi w miejscu. Cały czas zasuwa, wymyśla i kombinuje. Też jest wielodzietna, choć ja zdecydowanie bardziej :-). 
Kiedy dowiedziałam się, ze mój Tato zachorował i nieodwracalnie odchodzi od nas, to Ona dała mi wsparcie logistyczne, zajmowała się moimi dziećmi, żebym mogła być z Tatą. Kiedy nadeszło lato a smutek łaził po mnie wstrętnie do bólu, zaprosiła do siebie i zajęłyśmy się zamykaniem lata w słoiki po raz pierwszy. To właśnie u niej przypomniało mi się, że robienie przetworów nie jest straszne i ma swój urok. Bo przecież kiedyś naturalne było robienie zapasów na zimę, zamykanie darów lata w słoiki, pamiętam to z domu. Z domu też wyniosłam morze przepisów, ale nigdy ich z głowy nie odgrzebywałam. Aż do tamtego lata. Wtedy zrobiłyśmy mnóstwo kompotów. Kiedy dużo później, bo zimą, otwierałam słoik do niedzielnego obiadu pachniało nie tylko latem, wspomnieniami, ale też Przyjaźnią. Nigdy wprost nienazwaną. Rok później już totalnie rozwinęłam skrzydła z przetworami, a ostatniego lata nie mogłam się zatrzymać nawet na kempingu. Obdarowana przez sąsiadów jeżynami smażyłam konfitury w menażce :-)





Można? Można!
Jej zamykanie lata w słoiku to nie tylko kompoty i inne owocowe przetwory. Ona robi miód! Najprawdziwszy pod słońcem, najpyszniejszy jaki jadłam. Tak! Zostałam obdarowana przez Nią miodem - marzenie. Kiedy pisała mi, że kupuje ule, to mówiłam "tak, tak, aha..." Ale do głowy mi nie przyszło, że będę jadła miód z Jej pasieki! Że na nowo znów uwierzę, że można! No bo przecież można, o ile się chce :-)
I tak oto sięgając po kromkę chleba z miodem myślę o Niej, o Przyjaźni i o lecie zamkniętym w słoiku. I marzę o tym by ją wkrótce odwiedzić. I wiem, że stanie się to niedługo :-)


6 komentarzy:

  1. Jak pięknie piszesz o przyjaźni! To prawdziwy skarb, rzeczywiście, można pozazdrościć! Uściski z Dużego Domu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamo z Dużego Domu, dziękuję, ze mnie odwiedziłaś! A o przyjaźni jeszcze będzie w innym wpisie. Oj roi mi się od pomysłów :-)

      Usuń
  2. A ja się do Ciebie zgłoszę po nauki:). Z przetworami jestem na bakier:))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, czy mam prawo komentować tak intymny post, ale choć jednym słówkiem szepnę, że bardzo mocno się wzruszyłam...

    OdpowiedzUsuń